Wielu sili się na deklaracje by nie pić, wielu pije bez okazji, ja natomiast od niedawna poznałem walory praktykowanej abstynencji. Nie chce by zalatywało dziennikiem anonimowego alkoholika. Pisząc tego posta nie dokonuje autoterapii, po prostu dziele się refleksjami. Życie bez alkoholu też może być pijane, nie kłamię - w końcu nic na niby.
Przywołam klasyczną scenę z życia. Spotkanie rodzinne, ze znajomymi, ważna uroczystość. Przy suto zastawionym stole zgodnie z polską tradycją nie może zabraknąć gorzałki. Tak to właśnie ten trunek nadaje właściwy smak potrawom, rozmowom, niezauważalnie wręcz integruje. Ma też wiele innych funkcji, których wymienianie jest laniem wody. Postawienie się w sytuacji osoby odmawiającej kolejki rozlewanej wódki jest nie lada wyzwaniem. Wzrok polewacza wyprzedza kąśliwy komentarz, który sam w sobie byłby wystarczającą szykaną. Jest to wzrok pełen niedowierzania zmiksowany z nutą ironii, przyprawiony nieprzyjemnym uśmieszkiem. Oczywiście nie zawsze tak to musi wyglądać.
Brak alkoholu w organizmie nie musi być ujmą, czymś co nas dyskryminuje w towarzystwie. Może być sprawdzianem silnej woli, którego zdanie budzi szacunek. Słysząc o abstynencji bezwiednie przyzywamy negatywne skojarzenia. Chyba nieliczni poznali smak wyrzeczeń, nie musisz nie pić ale czy masz jeszcze wolną wolę? Czy nie steruje Tobą uzależnienie?
"szacunek budzi nie to co przyjmujesz a czego odmawiasz"
Nicnaniby.
Mądry cytat, warto sobie zapisać w mózgu jako 'dewiza życiowa'.
OdpowiedzUsuń