wtorek, 4 listopada 2014

Chciałbym się podzielić opinią o poście, który sprowokował mnie do myślenia.


Zestawienie Macieja Blatkiewicza typów słuchaczy polskiego rapu na pozór wydaję się odwzorowywać prawdziwy stan rzeczy. Bowiem typy te da się zauważyć w wirtualnej rzeczywistości, jednak nie musi być to powód by wstydzić się rapu. Nie uważam się za eksperta, chce tylko przedstawić swój punkt widzenia.

1. "Prawdziwi, świadomi słuchacze" - tutaj medal ma dwie strony nie wystarczy stwierdzić, że są to osoby z wybujałym ego. Wydaje mi się, że w poczet tego typu ludzi mogą wchodzić osoby, które słuchają rapu od jego początków i to, że nie znają się na nowych jego odłamach nie czyni ich niepotrzebnymi. Tkwią mocno w oldschoolowych wartościach lub w wąsko okrojonych horyzontach ale jednak mogą mieć udział w sprzedaży płyt dinozaurów rapgry. Tacy są przydani.

2. "Sajkofani" - oczywiście ślepe zapatrzenie w swojego idola i brak konstruktywnej krytyki jest minusem. Ale jest to też swego rodzaju poświęcenie, znają całe płyty swoich mistrzów na pamięć. Co raz większe grono osób odsłuchuje kolejne nowości płytowe i myśli że słucha całego polskiego rapu. Nie są w stanie podać najlepszych wersów z płyty a nawet tracklisty. "Sajkofani" natomiast słuchają wąskiej grupy raperów z mistycznym zaangażowaniem. Tacy przynajmniej dla raperów, są potrzebni.

3. "Hejterzy" - choć ciężko racjonalnie wytłumaczyć sens istnienia tego typu słuchaczy, są oni potrzebni. Wyobraźmy sobie sytuacje, gdy te same osoby bezkrytycznie wychwalają wszystkich i wszystko co się ukazało. Osoba patrząca na to z boku rzyga tęczą. A tak to konstruktywne komentarze przeplatane są tymi bezmyślnymi i jest zachowana pewnego rodzaju homeostaza. A poza tym hejtowanie leży w naszej mentalności więc z tym trzeba się pogodzić.
4. "Dzieci" - trafnie tą kwestie komentuje na fejsie Z.B.U.K.U 
"Miałem jakoś 13 lat jak zacząłem słuchać Rycha i wcale nie przeszkadza mi to, że mojej muzyki też słuchają 13 latki. Kiedyś będą opowiadać swoim dzieciakom, że moja muzyka w mniejszy, lub większy sposób miała na nich wpływ - i to jest piękne!"
5. "Dorośli" -  szacunek do starszych to jedno a drugą sprawą jest to, że gdyby nie Ci dorośli to rap nie byłby w tym miejscu jakim jest teraz więc chyba jednak tacy są potrzebni.

6. "Dziewczyny" - oczywiście rozumiem generalizacje, że dziewczyny, kierują się wyglądem przy wyborze rapera, którego będą słuchać. Jednak jak każda generalizacja krzywdzi resztę. Dziewczyny są potrzebne w gronie słuchaczy, bo może za kilka lat stereotyp, że tylko mężczyźni mogą rapować minie i będzie więcej raperek pokroju Ryfa Ri a to dla rapu tylko dobrze.

7. "Prowokatorzy" - istnienie ich przyjmuje za uzasadnione ponieważ, dyskusja choćby była nawet na niskim poziomie jest funkcjonalna. Lepiej by dany temat był poddany wymianie zdań niż przeszedł bezrefleksyjnie przez umysły słuchaczy.

8. "Prawilniacy" - są źli ale nie najgorsi.

"Bo to był każdy jeden głodny rapu łysy skurwiel kiedyś
Nie narzekał w sieci, musiał swoją drogę do studia przebyć".


Ta muzyka wyszła z bloków i takie zachowania, które teraz modnie określane są jako prawilne były kiedyś nikomu nie przeszkadzającą regułą. Drzewo nie może istnieć bez swoich korzeni, tacy są potrzebni. 

9. "Kalkulatory" - jest to normalna kolej rzeczy. To nie jest już 1996, że wystarczyło trafiać w bit i było się raperem. Nakręcony został wyścig kto jest lepszy, kiedyś rozgrywało się to w cypherze a dziś w internecie. Sluchacze chcąc niechcąc też wzięli udział w tej zabawie i to jest jej efekt. Rozkminianie budowy zwrotek wydaje się pożyteczną zajawką, tacy też są potrzebni. 

10. "Blogerzy i dziennikarze" - na głupoty wypisywane przez tego typu słuchaczy czasami nie ma słów. Jednak mamy demokracje i każdy może mieć swoje zdanie nawet jeśli leży ono kilometr od prawdy, tacy też są potrzebni. 

Wszystkie typy są potrzebne bez nich funkcjonowanie rapgry byłoby raz, że nudne dwa za duża homogeniczność szkodzi prawie każdemu środowisku. Nie spodobała mi się w tej typologizacji jednostronność a więc nastawienie na negatywy a pominięcie cech pozytywnych. Jestem dumnym słuchaczem polskiego rapu przeświadczonym o jego wyższości nad innymi rodzajami muzyki ale wiadomo de gustibus non est disputandum ...
Nicnaniby.
link: http://rednacz.com/muzyka/10-typow-fanow-polskiego-rapu/



piątek, 24 października 2014

poproszę o zdumienie

Zmienia się to w czym wypadać wyjść na miasto a w czym już raczej nie. Zmieniają się tematy, które są płodne w niejednoznaczne opinie, a których poruszenie jest głębokim tabu. Zmienia się symbol smarfona, który powinien stanowić wyposażenie Twoje kieszeni lub torebki przez najbliższe miesiące. 



Kiedy ostatnio coś Cie zdumiało? Tak, że przyczyniło się do myślenie nad mechanizmem działania. Dziś nie staramy się już myśleć dlaczego jest tak a nie inaczej. Prostszym sposobem jest przyjęcie wyświechtanego sloganu: "tak już jest, takie mamy czasy". Nie dziwi nas to, że kolejny rząd zapowiada to samo i nie zrobi nic by obietnice spełnić jak poprzedni. Ludzie się rozstają z szybkością psucia się produktów technicznych by móc ich wymieć na lepszy bardziej dopasowany, nie sprawiający problemów model. Medium informacyjne tworzy fejsbuk bo przecież wszyscy i wszystko co nas interesuje jest właśnie w tym jednym miejscu. Czy chociażby dziewczynom jest łatwiej dostawać lepsze oceny w szkole niż chłopakom. Tak już jest, przecież nie należy walczyć z wiatrakami. Owszem, ale brak namysłu, wątpliwości w słuszność modelu przyjętego przez większość to chyba efekt ograniczonego myślenia. Nie przyjmuje za codzienność danego modelu życia bo mam na to argumenty, przyjmuje taki styl bo kieruje się konstruktywną refleksją a nie ślepym naśladownictwem. Tak więc przyjacielu proszę Cie miej wątpliwość...

Nicnaniby. 

piątek, 8 sierpnia 2014

praktykowana abstynencja


Wielu sili się na deklaracje by nie pić, wielu pije bez okazji, ja natomiast od niedawna poznałem walory praktykowanej abstynencji. Nie chce by zalatywało dziennikiem anonimowego alkoholika. Pisząc tego posta nie dokonuje autoterapii, po prostu dziele się refleksjami. Życie bez alkoholu też może być pijane, nie kłamię - w końcu nic na niby. 

Przywołam klasyczną scenę z życia. Spotkanie rodzinne, ze znajomymi, ważna uroczystość. Przy suto zastawionym stole zgodnie z polską tradycją nie może zabraknąć gorzałki. Tak to właśnie ten trunek nadaje właściwy smak potrawom, rozmowom, niezauważalnie wręcz integruje. Ma też wiele innych funkcji, których wymienianie jest laniem wody. Postawienie się w sytuacji osoby odmawiającej kolejki rozlewanej wódki jest nie lada wyzwaniem. Wzrok polewacza wyprzedza kąśliwy komentarz, który sam w sobie byłby wystarczającą szykaną. Jest to wzrok pełen niedowierzania zmiksowany z nutą ironii, przyprawiony nieprzyjemnym uśmieszkiem. Oczywiście nie zawsze tak to musi wyglądać. 

Brak alkoholu w organizmie nie musi być ujmą, czymś co nas dyskryminuje w towarzystwie. Może być sprawdzianem silnej woli, którego zdanie budzi szacunek. Słysząc o abstynencji bezwiednie przyzywamy negatywne skojarzenia. Chyba nieliczni poznali smak wyrzeczeń, nie musisz nie pić ale czy masz jeszcze wolną wolę? Czy nie steruje Tobą uzależnienie?


"szacunek budzi nie to co przyjmujesz a czego odmawiasz"

Nicnaniby.  

wtorek, 27 maja 2014

sukces korwiński


Kongres Nowej  Prawicy Pana Korwina znalazła się w Parlamencie Europejskim co komentatorzy okrzyknęli sukcesem. Lecz jak może być mowa o realnym sukcesie jeśli poparło go ledwo 1.65 % ludzi mogących wziąć udział w głosowaniu? (76 % w ogóle nie wzięło udziału w głosowaniu). To jednak to wydarzenie ma swoją wagę dla tego co dzieje się w społeczeństwie polskim.

Narastające negatywne uczucia względem partii rządzącej mogły przyczynić się do wyboru Nowej Prawicy jako alternatywy, czegoś nowego. Nie wpłynęły negatywnie radykalne postulaty i wizerunek prezesa partii pozostawiający wiele do życzenia. Po części związane jest to z tym, że znaczna większość jego elektoratu to ludzie w przedziale wiekowym 18-25 lat. Perspektywa nowych miejsc pracy i reform w gospodarce jest miodem na ich uszy. Także kontrowersyjny styl wypowiedzi budzący uśmiech powoduje, że wybierali go często dla jaj. Na korzyści Korwina przemawia to, że nie zmienia swojego programu pod publikę a konsekwentnie od wielu lat trzyma się swoich postulatów. Inną kwestią jest utopijność poglądów przez niego prezentowanych. Atak w tak znienawidzoną przez społeczeństwo reformę emerytalną jest celnym populistycznym zagraniem. Jednak na dłuższą metę Nowa Prawica nie masz szans znalezienia się Sejmie, nie wystarczą głosy uczniów i studentów.

Radykalność trafiła na żyzny grunt jakim jest sytuacja w Polsce, co widać także w rosnącej popularności Ruchu Narodowego. Nie stać nas jeszcze by wyjść na ulicę i wyrazić swoją frustrację sytuacją w naszym państwie, tak więc popieranie korwinizmu jest formą buntu dla leniwych. Szkoda, że nie ma lepszej alternatywy ...

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://www.polityka.pl/eurowybory/1581289,1,dlaczego-stawiam-na-janusza-korwin-mikkego-mlodzi-wyborcy-odpowiadaja.read


wtorek, 15 kwietnia 2014

Internetowy ekshibicjonizm


Codziennie moją twarzoksiążkę zalewają doznania dnia codziennego moich znajomych. Dowiaduje się, że ktoś zrobił kupę albo dostaje informacje o wyniku meczu, który ogląda prawie każdy. Na moim monitorze wyskakują cycki, które zbierają w szybkim czasie pokaźny orszak lajków. Wiem, kiedy ktoś ma doła albo jest mega szczęśliwy z jakiegoś często nie skrywanego powodu. Czy muszę rozmawiać z ludźmi by wiedzieć co u nich? 


Powodów eksponowania swojego życia jest wiele. Facebook kusi, powiedz co robiłeś ciekawego, napisz wszystkim co myślisz w tym momencie. Audytorium za najciekawsze nowiny wynagradza komentarzem, lajkiem - złudnym z a i n t e r e s o w a n i e m. Oczywiście pieszczenie naszego ego to tylko jedna strona medalu. Pozostaje jeszcze ta ciemniejsza, owiana bezlitosną sferą beki. Zaufanie, który obdarzamy innych użytkowników portali społecznościowych często jest śliskie. Wszystko co raz trafi do Internetu na zawsze tam zostaje. Ta elementarna zasada zdaje się umykać uzależnionym od pokazywanie siebie. Przecież brak uwagi ze strony rodziców, znajomych rekompensuje zainteresowanie internautów. Wywlekanie pikantnych smaczków, czyichś prywatnych rozmów jest chyba dziś bolesnym ciosem. Tak łatwo można kogoś zgnębić, poniżyć, odsunąć od reszty trzymającej się wyznaczonego wzoru. 

Może warto swoje zapędy ekshibicjonistyczne ukierunkować inaczej, gdzie indziej. Może zamiast publikować codziennie prywatne posty, spotkać się z grupą przyjaciół i pogadać. W taki sposób da się zniwelować szansę, że intymne informacje nie zaszkodzą nam trafiając w niepowołane ręce. 

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://www.polskieradio.pl/10/481/Artykul/738503,Ekshibicjonizm-w-sieci-moze-Cie-drogo-kosztowac

czwartek, 3 kwietnia 2014

niepozorna tafla wody


Pochłania Cie często bez Twojej zgody. Wydaje się, że zatrzymuje czas a tak naprawdę nie wiadomo kiedy czas biegnie na przód. Oblegana w okresach letnich niczym nadmorski kurort. Spokojna choć bywa także wzburzona przez silniejsze porywy wiatru. Niepozorna tafla wody.

Co jest takiego w jeziorach, stawach i innych stałych akwenach wodnych, że koją nerwy? Wypoczywamy nad nimi, kąpiemy się, opalamy. Znajdujemy azyl w którym możemy naładować swoje baterie. Przecież to tylko tafla wody, która nie zapewnia nam nie wiadomo jakich atrakcji a i tak będziemy do niej wracać. Będziemy spazmatycznie patrzeć się w jej oblicze. Nieraz nas uśpi, uspokoi, a może natchnie do działania. Już niedługo zacznie się sezon wypadków na jezioro. Może warto zastanowić się nad specyfiką takich miejsc, a może nie przecież to tylko zwykła tafla wody...

Nicnaniby.

środa, 26 lutego 2014

na własne konto

Zawsze zastanawiałem się dlaczego splendor chwały przypada nieudacznikom życiowym, którzy umieją o swoich niepowodzeniach mówić niebanalnie. Wodzić czytelnika przez kręte ścieżki własnych rozkmin. Chcąc nie chcąc zawsze dorabia się wtedy ideologie. Przecież ideologia to nic innego jak fałszywa świadomość przyjęta w celu usprawiedliwienia swojego zachowania (Marks). Jedno jest pewne, trzeba coś przeżyć. Musi się dziać.
 
"nie będzie rozp***dolu jeśli boisz się wszystko oddać " Ryfa.
 
 
Tylko dla tych co nie boją się sponiewierać, zweryfikować swoich dotychczasowych mocno zakorzenionych twierdzeń jest szansa. To chyba im łatwiej uchwycić zamglony sens istnienia. To ta grupa osób będzie wspominana po latach, jeśli wyciągnie coś o czym każdy wie ale nie każdy zdaje sobie z tego sprawę.
 
Wszystko staje się przejrzyste w świecie gdzie co raz mniej tego co niezrozumiane przez ludzki umysł. To moje pisanie jednak podważa filar. Chce żeby podważało. Zastanawiajmy się czasem co wiemy a czego nie. Błędem jest tkwienie w ciepłym fotelu wszystkowiedzy. Wyjdź z domu, zweryfikuj to co może przeczytałeś w książkach. Sam twórz własne zdanie, po prostu żyj a jest szansa że o to Tobie też ktoś będzie pamiętał nawet gdy Cię zabraknie.
 
Nicnaniby.
 
 

wtorek, 25 lutego 2014

epoka turbo profanum


Odległą przeszłością wydają się czasy budzących respekt pedagogów czy nauczycieli. Do lamusa wysłać można strach przed starszymi kolegami na osiedlu. Pokolenie umysłowej gimbazy nie wie co to tradycja, szacunek czy choćby kultura. Priorytetowe ciśnięcie beki z wszystkiego na każdym kroku niewątpliwie dodaje animuszu ale nie koniecznie czyni dorosłym.
 
Od pewnego czasu wkroczyliśmy w erę rozrywki. Powierzchownie nie wydaje się to niczym złym, przecież każdemu należy się pewna dawna rozrywki. Rozregulowany kurek z jej zawartością dotknął młodych ludzi. Choć wiek nie jest tu koniecznym warunkiem. Wszystko zależy od dojrzałości mentalnej. Internet to podstawowa baza czerpania przyjemności wszelkiego rodzaju. Choć nikt nie wymaga sztucznej powagi to powoli uciążliwym staje się brak umiaru w pseudo-ostracyzmie. Bez stresowo wychowane jednostki wydaje się, że najlepiej przytępiać siłą. Dostanie jeden z drugim od starszego to może czegoś się nauczy. Zapomnij.
 
To co było dla moich rówieśników swego rodzaju sferą sacrum jest deprawowane. Pamiętam z jakim dystansem patrzyłem jako szczyl na starsze roczniki. Nie chce sprowadzać się do poziom gimbów i cisnąć z nich beke. Chce pokazać, że potrzebny jest wstrząs ale czy już nie jest na niego za późno?
 

niedziela, 23 lutego 2014

ograniczona przestrzeń


Kolejną sprawą, nad którą roztoczę swoje tęgie rozkminy (tu może pojawić się uśmiech) jest podróż pociągiem. Los studenta jest zazwyczaj usłany tą oto przyjemnością. Choć oczywiście dotyczy to raz na jakiś czas każdego. Co kryje się za tym środkiem transportu? Czy jest to czas relaksu czy męczarni?

Własne doświadczenia podróży raczej skłaniają do uznanie jej za męczarnie. Powodów jak zażaleń do polskiego rządu jest wiele. Stan osób przebywających ze mną w tym samym przedziale. Osoby pijane mogą przyczynić się do uatrakcyjnienia przejazdu ale także spowodować, że zdominuje go odpowiadanie na mętne pytanie delikwenta. Głośna rozmowa przez telefon, młode pary nadmiernie okazujące sobie uczucia, outsider spragniony osoby, której może streścić swoje życie a także brak miejsc siedzących. To wszystko utrudnia jazdę, a w połączeniu z opóźnionym przyjazdem pociągu staje się sytuacją brzemienną w nerwy.

Choć nie każdy przejazd pociągiem to koszmar to jednak mogą być małe problemy. Podstawowym problemem jest jednak umiejscowienie wzroku (przy założeniu, że przedział jest pełen). Patrzenie się na osobę, która siedzi na przeciwko jest z góry spalonym pomysłem. Patrzenie się w szybę siedząc na środku przedziału też nie jest dogodne. Oscylowanie między lewą stroną a prawą to czynność prawie najczęściej wybierana. Z odsieczą przychodzi książka, mp3, laptop, tablet. Ale co gdy spojrzenia niechcący się znajdą? Odwrócona głowa w geście grzecznej nieuwagi - standard. Nie musi się to tak kończyć, przecież można zagadać, zawrzeć nową znajomość, czy nawet znaleźć miłość. Tak więc są minusy ale nie pozwólmy im zamknąć nas w klatce, odizolowanej od reszty ludzi.

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://podroze.onet.pl/aktualnosci/najbardziej-zatloczone-pociagi-na-swiecie-sa-w-bangladeszu-tak-wyglada-podroz-z-dhaki/66297

przed kamerą


W atmosferze tajemnicy przed światem zewnętrznym, bez błysku fleszy, bez charakteryzacji i spisanego wcześniej scenariusza. Zaangażowanie uczestniczących w to ludzi na pewno było godne podziwu. Miałem przyjemność uczestniczyć w kręceniu video, które będzie promować coś bardzo mi bliskiego. Dla mnie osobiście było to chyba pierwsze quasi-profesjonalne stanięcie przed kamerą



Przed podjęciem decyzji o angażowaniu się w ten projekt przebiegła mi myśl, że ja się do tego nie nadaje. Jest rzesza osób, które zrobią to lepiej, mają większe zdolności i talent by temu podołać. Potem przyszedł czas realizacja pierwszej części projektu i coś zaiskrzyło. Chyba uwierzyłem że gra to wszystko w miarę dobrze, lipy nie będzie. Realizacja drugiej części była w sumie skrywanym marzeniem by powygłupiać się przed kamerą. Rzadko żałuje zaangażowania w jakiś projekt bo daje mi on możliwość zaspokojenia moich twórczych popędów. Tak jest i w tym wypadku. Cieszę się na samą myśl o finale tego przedsięwzięcia choć wiem, że stres nie będzie wcale pomagał. Już niedługo zobaczycie efekt zajawki, mam nadzieje, że wywoła w Was pozytywne odczucia :)

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://vimeo.com/35622819



środa, 19 lutego 2014

w pogoni za lajkami


Machina ruszyła i jej konsekwencje widzę gdy wchodzę na Facebooka. Każdy chce mieć coraz większe audytorium to jest zrozumiałe. Irytujący jest sposób zdobywania tych rzekomych fanów produktu czy artysty. Listę zaproszeń do polubienia czegoś odrzucam na starcie. Wiadomość z prośbą o kliknięcie lubię to od osoby, która nigdy wcześniej do mnie nie napisała też prawie zawsze ignoruje.

Wyskakujących z lodówki raperów żebrzących o lajka nie powstrzymam. Są wszędzie i atakują mnie udostępnianiem swojej strony kilka razy dziennie. Jaki sens jest w wymuszonych polubieniach skoro powinna się liczyć jakoś a nie ilość. Ta trywialna prawda wbrew pozorom dobitnie ujawnia się bardzo szybko. Ci sami żebracy użalają się potem, że nikt się nie udziela na ich fanpage'ach. Można też zauważyć mała ilość osób, które cokolwiek lubią na tych stronach. Oddam natomiast honor argumentowi, że nawet pozornie nie udzielający się, mogą tak naprawdę być zainteresowani twórczością. Wiem, że świat pędzi i nie ma czasu by zagadać do kogoś, zainteresować go tym co się robi i jeśli się to uda zdobyć wymarzonego lajka. Ale uwierzycie mi, że warto. Cyber przestrzeń daje możliwości by zrobić to w miarę szybko. Nie trzeba pukać do drzwi każdego z potencjalnych lajkujących.  



Sądzę że pogoń po lajki jest zabiegiem, który trzeba umieć robić z sensem. Ostatecznie i tak liczy się tylko prawdziwa relacja i zbijane piątki na mieście ;)
"Bo tam skąd jestem esencje się mierzy sercem
A nie pieprzoną ilością wyświetleń"

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://www.thetimes.co.uk/tto/technology/article3710974.ece


wtorek, 18 lutego 2014

specyficzny rodzaj rozrywki


Ostatnie dni były dla mnie niespokojne. Ten niepokój spowodował, że musiałem wyrzucić swoje obawy w postaci kilku zdań na blogu. W Facebook-owej przestrzeni pojawił się nowy trend. Niby nic bo przecież życie toczy się w rzeczywistości doświadczalnej przez moje zmysły. Nic bardziej mylnego. Przedmiotem mojej uwagi stało się wyzwanie piwne a może de facto wyzwanie dla samodzielnego myślenia?


Bierne oglądanie tych jakże istotnych zmagań obfitowało cichym śmiechem pod nosem. Taki stan rzeczy zmienił się gdy to mnie nominowano do wyzwania. Od razu postanowiłem nie podołać jego wykonaniu. Po pierwsze dlatego, że zawsze odpieram postawę konformistyczną niczym outsider obecność innych. Dosłownie mała garstka moich znajomych nie dała się porwać rozpędzonemu nurtowi trendu. Po drugie ze względu na posiadanie własnego rozumu i możliwość zauważenia prymitywność tego przedsięwzięcia. Trzeci powód wydaje się nieco moralizatorki i świadczyć może o posuniętej względem reszty rówieśników świadomości. W wyzwaniu piwnym bierze udział sporo liczba osób małoletnich, a nawet jeśli nie biorą one udziału to przyglądają się temu i biorą to za coś godnego naśladowania. Tak więc postanowiłem nie wspierać tego trendu. 

Dyskusja staje się zażarta, ale jestem w pełni na nią otwarty. Nieco pewności siebie dodaje mi fakt, że nie jestem szarą myszą ze swoim stanowiskiem w tej sprawie. Wiem, że mam tendencje do wyolbrzymiania pewnych spraw i znów to świadomie zrobię (ale ku przestrodze). Jeśli nie umiemy w tak banalnej sprawie mieć umiejętność samodzielnego myślenia to stajemy się potencjalnymi ofiarami - marionetkami w rękach innych. Niech zalew piwa na Waszych fejsach nie zaleje mądrych inicjatyw.

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://bezkropki.pl/?p=1073


poniedziałek, 27 stycznia 2014

mieć luz


Kojarzony z ciepłymi krajami, utożsamiany z luksusem bogactwa. Od progu pociągający brakiem zmartwień czy neurotycznych rozterek. Można go mieć w "dupie" (jak Janek Ziobro) i nie mieć czasu by pozwolić sobie na jego kojące działanie. Bo to luz sprawia, że życie ma nieco inne kolory i można je przeżyć omijając uciążliwy stres.

Myśląc o luzie widzimy ludzi (w kapturach lub bez) pod sklepem sączących browarka. Ich świat w raz ze wzrostem magicznego płynu w organizmie, przestaje przytłaczać a dodaje skrzydeł. Jak za dotchnięciem magicznej różdżki pierzchnie nieśmiałość, problemy i włączy się opcja luz. Ale przecież swoboda nie jest elitarnym dobrem, raczej uniwersalną postawą, która może przyjąć każdy. Patrząc z boku na świadomych swojej alienacji outsiderów, twierdzę że Ci to dopiero mają luz. Ograniczenie kontaktu ze społeczeństwem obfituje w wewnętrzny spokój. Brak zobowiązań wobec innych a co za tym idzie brak możliwość przypisania odpowiedzialności za działanie innych. Naaajs. 

Tak właściwie to nie trzeba patrzeć na innych. Nie jest potrzebna nam wiedza jak luz się uzewnętrznia w poczynaniach innych. Przecież każdego stać na luz. Wystarczy znaleźć czas na to co sprawia nam relaks. Nie chodzi o to by żyć z permanentną swobodą (to wyzwanie dla nie licznych) ale umieć rozdzielić obowiązki od odpoczynku. W nieustającym pędzie dnia codziennego co nie lituje się nad nami, nie ważne ile mamy lat. Już od chwili pójścia do szkoły po zostanie babcią/dziadkiem. Znajdźmy czas na luz bo przecież nie jesteśmy maszynami.

Nicnaniby. 





piątek, 24 stycznia 2014

wobec fałszywego obrazu gender

Ostatnio nie schodzący z piedestału dyskursu publicznego - gender. Straszy, wzbudza kontrowersje i jest powodem niesnasek antagonistycznych wobec siebie ugrupowań. Rozpropagowany na skale ogólnokrajową i chyba próżno szukać osoby, która nie słyszała tego hasła. Wiele osób pozostaje w zakłopotaniu, nie wie czym tak naprawdę jest to pojęcie i co oznacza. Czy gender nas zeżre?

Studia gender powstały w USA w latach 80, jako efekt drugiej fali feminizmu. Co należy podkreślić gender to dyscyplina akademicka i nie ma czegoś takiego jak ideologia gender z naukowego punktu widzenia. Wykreowany przez media obraz opiera się na mylnym przeświadczeniu, że "ideologia" ta pozwala na możliwość swobodnego wyboru płci. To chyba jest główny powodem do panicznego strachu. Nie sposób być zdziwionym przecież ubóstwo umysłowe nie pozwala na szukaniu na własną rękę prawdy. Lepiej pójść w swym poznawaniu na skróty i słuchać głosu mediów, który kieruje bezmyślną masą. 

Ważne są dla gender mechanizmy odpowiadające za dyskryminacje ze względu na rasę, wiek czy niepełnosprawność. Tak więc czczym gadaniem jest, że to konstrukt oparty tylko na punkcie widzenia kobiet. Dyskryminowani są także mężczyźni, choć może w kraju takim jak Polska to jest słabo widoczne. Płeć kulturowa jest kształtowana przez kulturę a nie biologię i to kultura jest czynnikiem pogłębiający podległość kobiet wobec mężczyzn. Zbadanie tych mechanizmów może pomóc nam zrozumieć jak należy postępować by nie dyskryminować ludzi. 

Nie bójcie się gender i nie dajcie się zwieść zapowiedzi zwiększonych praw homoseksualistów. To od nas przecież zależy jak dalej będzie rozwijał się ten ruch czy jak inni wolą ideologia gender. 

Nicnaniby.


sobota, 18 stycznia 2014

zaszyfrowana rzeczywistość


W kręgu przyjaciół posługujemy się sprawdzonymi znakami bądź skrótami słownymi. Dla kogoś z zewnątrz mogą to być kody nie do rozszyfrowania. Za sprawą między innymi globalizacji żyjemy w świecie symboli i znaków. Ich mnogość uwydatnia się na każdym kroku, choć pewnie nie jest motorem napędowym do refleksji nad ich znaczeniem. Czy zaszyfrowana rzeczywistość uniemożliwia nam zobaczenia sedna?

Mam czasem wrażenie, że to co dociera do nas przez kulturę masową to jeden wielki zlepek. Jest w nim miejsce na parodię, atrakcyjne kobiece części ciała (nabijają wyświetlenia na YouTube), sensacyjne wieści z show-biznesu, potyczki mocarzy z ulicy Wiejskiej oraz gdzieś na samym końcu na kulturę wyższą. W cenie staje się sięganie do tego co już stworzone, umiejętność przekształcania i wrzucania tego z powrotem w obieg. Przecież pazerna masa i tak się nie skapnie. Chce mieć nowy produkt kulturowy na wczoraj. Okraszony prostym i przystępnym językiem bez metafor czy zawiłych porównań. Ostoją pozostaje elita intelektualna, która umie rozszyfrować połączenie stylów i klasycznych dzieł. To ona ma prawo oceniania i krytyki przez wgląd do sedna wytworzonego produktu. 

Jeśli chodzi o symbole i znaki to przenikają do naszej codzienności niczym nieskrępowane. Lokują się wygodnie i niektórzy wierzą że przynoszą szczęście. Złudna pewność. Chwilowa dobra passa. To nie będzie trwać wiecznie, jest możliwe, że przyniesie ból, dlatego potrzebna jest wiedza. Musimy umieć rozszyfrowywać nie tylko smsa czy komunikat w obcym dla nas języku ale także co kryje się za niewinnym symbolem. 

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://mindmade.pl/kryptografia-i-szyfrowanie/



środa, 8 stycznia 2014

globalna abstrakcja


Opanowało mnie przez dłuższą chwilę poczucie dekadentyzmu. A to za sprawą filmu Home - S.O.S. Ziemia ! Ciężko mi powiedzieć jak często identyfikujemy się z czymkolwiek, lecz jeśli już to następuje to raczej ma wymiar lokalny - rodzina, miasto. Utożsamiamy się także choć pewnie nieświadomie z markami produktów jakie konsumujemy. Jest gdzieś w nas ta potrzeba utożsamiania się. Jednak zabsorbowani własnymi problemami nie poddajemy się refleksji dotyczącej całego świata, dręczących go problemów czy kondycji środowiska naturalnego. Żyjemy tym co tu i teraz, dostępnym na wyciągnięcie ręki.

Każdy abstrahuje od życia codziennego. Dla większości ludzi jest to oglądanie świecącego pudełka, które jest oknem na świat (młodsi serfują po Internecie). Nieliczni czynią to dzięki sztuce czy literaturze. Nie jest to coś wyświechtanego w naszych zwyczajach. Po obejrzeniu wyżej wymienionego filmu wzniosłem się ponad to co mnie otaczało i pomyślałem globalnie. Poczułem się małym ziarnkiem piasku zdanym na siłę natury. Tak na prawdę nie zostanie po mnie nic po za pamięcią najbliższych mi osób. Przecież o moim istnieniu nigdy nie dowiedzą się miliony głodujących i cierpiących z braku wody. Do czego doszła ludzkość (z którą się identyfikuje) w przeciągu tak krótkiego okresu czasu. Niby ten sam człowiek a w różnych częściach świata z różnymi prawami. Stop. Przecież jestem tylko biernym widzem a chce brać się za szukanie rozwiązań, jakieś działanie...

To jednak myślę, że jakiś wpływ na co dzieje się na tym świecie mamy. Możemy swoim zachowanie przyczyniać się do popularyzowania zachowań ekologicznych. Bo chyba tylko na środowisko możemy mieć w miarę wolny wpływ. Zostawiam was z cytatem:
"Ponoć taki drobiazg jak trzepot skrzydeł motyla, może spowodować tajfun na drugiej półkuli."

Nicnaniby.

źródło obrazka:
http://www.mail4us.pl/showthread.php?2189-S-O-S-Ziemia!-2009-DVDRip-LEK-PL




niedziela, 5 stycznia 2014

słowa mają moc


Przypadło nam (ludziom) w udziale artykułowanie swoich myśli. Umiejętność komunikowania obecna bowiem jest w świecie zwierząt. Wypluwamy ich mnóstwo czasem mechanicznie a kiedy indziej z wielkim bólem. Wielu z nas nie zastanawia się nad nimi, a mimo to stanowią podstawę naszej egzystencji. Obecnie ich funkcja performatywna została lekko przyćmiona choć nadal jest ważna. S ł o w a  bo o nich mowa, kryją ukryte treści, cieszą, bawią a także sprawią ból. Lapidarnie - mają moc. 


Ogarnięci szumem informacyjnym musimy selekcjonować słowa mniej ważne od tych na prawdę istotnych. Musimy umieć rozróżniać ich charakter (żartobliwe - poważne). Wbrew pozorom trzeba umieć się z nimi obchodzić. To zadanie wydawało by się trudniejsze tym, którzy posiadają pokaźny zasób słów. Ale chyba nie do końca tak jest. Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli znamy więcej słów to więcej potrafimy zrozumieć. Tak więc czekająca na użycie artyleria pojęć może być korzystna. To jednak głównie emocje sprawiają ile i jak ich używamy.  

Jeszcze nie tak dawno dawane słowo było gwarancją. Znaczenie słowa dewaluuje się ale czy traci tak do końca swoją moc? To słowo sprawia że dwoje ludzi zawiera związek małżeński, to słowo może być szlabanem dla nastolatków. Każdego dnia to słowo niezauważenie ma wpływ na nasze życie. Nie wierzysz? A jednak tak jest, daję ci SŁOWO. 

Nicnaniby.


sobota, 4 stycznia 2014

zawód - kierowca

Z jednej strony umiejętność prowadzenia samochodu powiązana z pracą, z drugiej smutek kolegów, którzy na imprezie rozlewają napoje alkoholowe. Tak dwojako rozumiem w tym przypadku słowo zawód. Ten pierwszy wydaje się dobrą pracą obarczoną sporym ciężarem odpowiedzialności. Z tym drugim spotkam się dość często i myślę, że w jakimś sensie jest to zmora młodych kierowców.

Z wypiekami czekamy na otrzymanie małego plastiku (prawa jazdy) i można zacząć podbój szos. Każda okazja do prowadzenia samochodu jest dobra, jeśli nie mamy swojego auta. Bo jak mamy to jeździmy po bułki do sklepu, by zawieść młodszego brata do szkoły. Rozrost sytuacji wydaje się być nie do zahamowania. Do czasu. Przychodzi weekend i chcemy udać się na imprezę. Mimo iż większość rozmnażało sytuacje by jeździć samochodem to ciężko znaleźć odważnego do tej misji.

Przykro patrzeć jak inni piją a ja nie. Ot co. Jednak można to potraktować jak wyzwanie a nawet powołanie. Dlatego przyjmuje na klatę propozycje imprez, w których udział biorę jako kierowca. Czy to dorosłość każe mi szukać innych bodźców niż alkohol do uwolnienia endorfin? A może czas beztroskich chwil bez poczucia odpowiedzialność gdzieś pierzchnął. Ale to tylko moje myśli, które tu wywlekam. Przekaz jest prosty: szanujcie kierowców (uczestników imprez) tych z powołania jak i z przymusu.

Nicnaniby.

Źródło obrazka:
 
http://www.logo24.pl/Logo24/1,125389,11755945,Savoir_vivre__niebezpieczny_kierowca.html

piątek, 3 stycznia 2014

stłamszona indywidualność


Mamy gotowe, utarte wzorce, którymi można podążać. Pluralistyczny charakter wybrzmiewa w każdym możliwym elemencie kultury. Z drugiej jednak strony to co masowe i najbardziej popularne wydaje się naturalnym wyborem. Presja tłumu nie musi być wcale nachalna i krzykliwa, może cieknąć ukradkiem niczym kropla z niezakręconego kranu. Kroczenie własnymi ścieżkami to przecież rola outsiderów a człowiek społeczny nie powinien odstawać od reszty.

Psychologowie przekonują, że w wychowaniu dziecka ważne jest by nie narzucać mu osobowości. Ważne by pozwolić, aby odnalazło swoją wśród kafeterii obecnych. Jeśli już takową znajdzie to wspierać go nawet jeśli wybierze niszową tożsamość subkulturową. Każdy z nas miał styczność z jakimś dziwakiem. Osobą która wytarte zadania wykonywała inaczej niż inni. Skojarzenia z nią są jednoznaczne - pejoratywne. Uważam, że właśnie takich "dziwaków" potrzeba. Oczywiście ludzi kreatywnych i tworzących własny styl a nie dewiantów. Tak często poddajemy ich powierzchownej ocenie, na siłę prostujemy. 

W dobie globalizacji i zalewu McŚwiata (koncepcja Barbera) nie możemy być biernymi pionkami. Każdy z nas jest wyjątkowy i posiada zakodowaną w sobie niepowtarzalność. Potrzeba postawy nonkonformizmu aby nie pozwolić na ujednolicenie kultury. Zastanówmy się czy nie większą korzyść czerpiemy z bycia panem swojej drogi niż uczestnikiem tłumu. Choć w tym wszystkim nie można popadać w skrajność i negować z góry wszystkiego co uznaje większość. Wystarczy nie przyjmować wszystkiego bezrefleksyjnie i starać się mieć własne zdanie. Tak więc wydaję się, że indywidualność wciąż zostaje wyzwaniem. Czy je podejmiesz?

Nicnaniby.





czwartek, 2 stycznia 2014

"Czas to miłość"

Jedni odczuwają jego permanentny brak podczas gdy inni chcą go zabić. Kuszące slogany last minute nadają mu sztucznego pędu. Dla każdego taki sam, zawsze i wszędzie. Zmienia perspektywy, ludzkie ciała oraz coraz częściej staje się towarem ekskluzywnym. A może da się uchwycić jedynie miłością?


Często można mieć wrażenie, że wszystko kręci się wokół czasu. Ale przecież ilość wolnych chwil nie musi zależeć od bogactwa. Na czas wolny stać każdego. Podczas życia uczymy się jak poprawnie pisać, jak kierować samochodem, jak obsługiwać nowinki techniczne czy w końcu jak być szczęśliwym. A mało kto umie okiełznać umiejętność zarządzania czasem. Przecież to brak tej praktycznej umiejętności usypia nasz potencjał, pod grubą warstwą giną czekające na realizowanie marzenia. 

Sedno sprawy tkwi w czasie wolnym. Może czasem warto zamiast M jak miłość przeczytać coś co rozwinie nasze zainteresowania. Zamiast wspierać kiczowaty nurt programów na Polsacie (trudne sprawy) porozmawiać z bliskim nam osobami. Wbrew pozorom to co robimy z czasem stanowi kim jesteśmy. Jeśli w naszym życiu panuje wewnętrzny bałagan, nie jesteśmy w stanie przeznaczyć odpowiedniej ilości czasu na wszystko co istotne. Wydaje się, że siłą, która może okiełznać uciekający czas jest miłość. Jeśli kochamy mamy czas na sprawy (ludzi) które/ych darzymy uczuciem. Jeśli kochamy mamy moc zatrzymywania się, tworzenia stop klatki momentów z ukochaną osobą. Jeśli kochamy upływający czas daje nam radość. Jeśli kochamy to tak naprawdę możemy wszystko ... bo czas nie stanowi o istocie naszego działania. 

Nicnaniby.