W miniony weekend miałem okazję w Słupsku prowadzić wywiady kwestionariuszowe, dotyczące między innymi stosunku mieszkańców do uchodźców. Jako doświadczony ankieter nie miałem problemu z chodzeniem między ulicami i "wdzieraniem" się do mieszkań potencjalnych respondentów. Częste odmowy to pewien standard jednak powodował u mnie chwile zwątpienia. Nie da się chyba do końca zdystansować do tego, co mówią ci ludzie, którzy nie chcą z tobą rozmawiać. Gdzieś zawsze zostaje to niemiłe uczucie, sztuka tylko by nie przekładać zebranych w sobie negatywnych emocji na innych. Stawać z uśmiechem na twarzy w drzwiach i zachęcać do wywiadu, jakby to mogło zmienić ludzkie życie o 180 stopni w właściwym kierunku.
No niestety tak nie jest. Mam na tyle empatii, że nie mam zbytnio pretensji do ludzi odmawiających. Ktoś może pomyśleć teraz, że męczyłem ludzi, burząc im pięknie zapowiadający się weekend. Nic bardziej mylnego. Dostrzegłem, że było mi dane pełnić swego rodzaju funkcję terapeutyczną. Rozmowa z osobami w wieku emerytalnym czy osobami bezrobotnymi, była dla nich chwilą gdy dawałem im tak pożądaną przez nich - chwilę uwagi. Każde ich słowo było ważne, nie było głupich czy mądrych opinii. Mogli dowolnie brylować czy zgadają się ze stwierdzeniem w skali 1-5 na 4 czy może na 5. Często wyrażali też swoją opinię na temat tego co sądzą o tym co dzieje się w Polsce. Mimo tego, że czasem mówili coś z perspektywy mojego światopoglądu sprzecznego, to mogli liczyć na moje wysłuchanie. Postawa neutralności wpisana w fach.
Na koniec nieco humorystyczny apel.
Szanuj ankietera, Ty też kiedyś zaczynałeś od zera! :)