poniedziałek, 28 października 2013

(nie) najgorsza pora roku


To wtedy znajduje czas by zwolnić. Nie umiem tego zrobić gdy jest duszny leniwy dzień, gdy wszystko budzi się do życia a także gdy śnieg i mróz skuwa serca i wszystko dookoła. Rozumiem argumenty ludzi dla których to j e s i e ń jest najgorszą porą roku. Przecież ten chłód i paskudne deszcze mogą skutecznie zniechęcić do wszystkiego nawet największego optymistę.

Polska złota jesień ma swój urok oraz klimat i basta! Zakochańce spacerują po parkach, bobasy drą się wniebogłosy a starsi ludzie próbują nałapać świeżego powierza na zapas (zanim nastanie zima). Oczywiście studenci lgną do barów jak ćmy do światła. Niby co roku scenariusz wygląda zgoła podobnie. Dla mnie jednak to zawsze okres wyjątkowy. Wiąże się z grubymi rozkminami, ostatnim piwkiem w plenerze. Moje zamiłowanie do jesieni ma pewnie swojej podłoże w dacie urodzenia (10 październik). Nawet jeśli ta jakże gloryfikowana polska złota jesień przeminie, czar nie pryska. W strugach deszczu bębniących w dach odnajduje spokój. Utożsamiają mi one przemijanie czasu ale także są wskazówką by uważnie stawiać swoje kroki, by nie było one z deszczu pod rynnę.

Wszystko dzieje się wedle ustalonego z góry algorytmu. Ale ja zawsze coś zmieniam. Nastawienie do życia począwszy od depresji po zadowolenie z każdego jego elementu. Ustalam sobie cele (nagrywam płytę) i potem przez cały rok staram się do tego dążyć. Tego człowieka nie chce już widzieć a tamten może być dobrym materiałem na przyjaciela. Jesienna aura sprzyja zacieśnianiu kontaktów międzyludzkich. Ustawka w plenerze przeradza się w ucieczkę przed ulewą, która kończy się na wieczorze z kubkiem gorącej herbaty. Tak więc nie najgorsza to pora roku jeśli czerpiemy z jej plusów a nie dobijamy się powierzchownością.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz!