Moja przypadłość ciągnie się za mną niczym cień od jakiegoś czasu. Nie jest zadaniem prostym by wskazać kiedy to się zaczęło. Mianowicie odkąd mój mózg był na tyle wykształcony by móc rzeczywistość zapamiętywać, po danym wydarzeniu dopadał mnie druzgocący wniosek.
Gdy wspominam czasy szkolne mimowolnie na mych ustach pojawia się uśmiech. Ale gdy poddam je dłuższej weryfikacji dostrzegę coś niepokojącego. Chęć zgłaszania się do różnorakich eventów w życiu szkoły na pewno było moją wizytówką. Jednak czasem uczestniczyłem w wydarzeniach, które odbierane były w oczach rówieśników jako głupie, pozbawione sensu czy po prostu frajerskie. Co złego było w zostawianiu po lekcjach by przygotować przedstawienie, którego znaczenie społeczność szkolna bagatelizowała ? Zgłaszanie się (pod maskowanym świetną demagogią nauczycielską przymusem) do konkursów. I zawsze w takich sytuacjach czułem ten sam wyrzut do siebie, te same kłucie w lewym boku. Przyśpieszone tętno, które jakby z automatu wpływa na zwiększoną nadpobudliwość psychoruchową. Oczywiście nie miało to charakteru masochistycznego, destrukcyjnego. Choć nie jestem głupcem to wciąż bez odpowiedzi pozostawało pytanie : Dlaczego znów się wpakowałem w toksyczną, palącą moje nerwy sytuacje ?
Drugą płaszczyzną tej przypadłości były kontakty z płcią przeciwną. Klasycznie najpierw wyimaginowana atrakcyjność przyciągała mnie do dziewczyny a potem radykalna rzeczywistość stanowiła zimny prysznic. Szczęściem w nieszczęściu było to, że o moich westchnieniach (miały postać szeroko pojętego w tych czasach pisania) nikt oprócz mnie i samej zainteresowanej (chyba?!) się nie dowiadywał ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz!